fbpx

„Ludzie nie mają czasu mieszkać tak, jakby tego chcieli.” O współczesnych polskich wnętrzach opowiada Klaudia Leszczyńska

W czasach Instagrama i Pinteresta, wszyscy pragniemy mieć piękne wnętrza. Chcemy mieszkań i domów z jasnymi, przestronnymi pomieszczeniami, pełnych światła, przytulnych tekstyliów i modnych dodatków… Po co nam to? Czy da się w ogóle połączyć estetykę z funkcjonalnością? Czy to, co ładnie wygląda na zdjęciu, sprawdza się także w praktyce? No i jak to się wszystko ma do naszych rzeczywistych wnętrz? Czy bywają równie pięknie jak te z sieci? O tym jak wyglądają współczesne mieszkania Polaków, rozmawiamy z Klaudią Leszczyńską, która zajmuje się home stagingiem, czyli przygotowywaniem i aranżacją wnętrz na sprzedaż lub wynajem, ale nie tylko. Z pomocą Klaudii możecie wprowadzić małe-wielkie zmiany we wnętrzach, w których mieszkacie lub pracujecie.

Home staging to przygotowanie mieszkań na wynajem lub na sprzedaż, przy założeniu jak najbardziej optymalnego budżetu. Celem takich działań jest to, żeby transakcja zadziała się jak najszybciej, z jak najlepszym wynikiem finansowym dla inwestora.
foto: Jarek Czachor 

Justyna Smolińska: Kiedy dostajesz zlecenie i pierwszy raz wchodzisz do mieszkania, na co najpierw zwracasz uwagę?

Klaudia Leszczyńska. Przede wszystkim na styl wykończenia no i na standard. Czy to jest mieszkanie klasy premium tzw. luksusowe, czy np. mieszkanie w stylu PRL. Takie wstępne rozeznanie jest konieczne, by opracować koncepcję i zaplanować dalsze działanie. W przypadku tego drugiego typu mieszkania, zanim zaczniemy cokolwiek planować, konieczne na pewno jest „odgracenie” i depersonalizacja. Ale to nie wszystko. Oprócz określenia standardu mieszkania, muszę je połączyć z lokalizacją z tzw. kontekstem okolicy, czyli gdzie to mieszkanie się znajduje i dla kogo będzie odpowiednie. Jeśli mieszkanie jest na nowym osiedlu, w pobliżu znajduje się plac zabaw czy przedszkole, z dużym prawdopodobieństwem takim lokum będą zainteresowani młodzi ludzie z planem powiększenia rodziny. Gdy więc znajduje się w tym mieszkaniu dodatkowy pokój, warto zaaranżować go jako dziecięcy.

We wnętrzu sprawdzam także układ funkcjonalny – czy zostaje bez zmian, czy coś trzeba przestawić? Czy meble są ułożone według kadru, żeby potem zdjęcie fajnie wyglądało. Ważna jest też oczywiście kolorystyka. Tak naprawdę jest wiele czynników, na podstawie których tworzę koncepcję home stagingową. Wszystko zależy od konkretnego mieszkania.

Mieszkanie przed aranżacją

Mieszkanie zaaranżowane przez Klaudię Leszczyńską; foto: Jarek Czachor

J.S. Czy sposób w jaki mieszkamy mówi coś o nas samych?

K.L. Tak, jak najbardziej, chociaż często jest tak, że chcielibyśmy mieszkać trochę inaczej niż jest to w rzeczywistości. Ludzie nie mają czasu mieszkać tak, jakby tego chcieli. Na pewno miejsce, w którym mieszkamy odzwierciedla nasze upodobania np. do kolorystyki, czy do rzeczy, które lubimy. Materiały i tkaniny obecne we wnętrzu pokazują, że zależy nam na tym, żeby było przytulnie. Czasem układ mebli, kanapy odzwierciedla bogate życie towarzyskie mieszkańców. Obecność książek w mieszkaniu, a także to, czy są gdzieś tam porozrzucane, czy poustawiane w biblioteczce, też może nam wiele przekazać. Jest w ogóle na to cała metodyka: jak odczytać z mieszkania to, z jakim klientem mamy do czynienia. Ale to już na dłuższe rozważania. Tak jak mówię – ja też zdaje sobie sprawę z tego, że w dzisiejszych czasach jesteśmy dosyć zabiegani i często stan mieszkania nie odzwierciedla naszych pragnień dotyczących wnętrza. Zawsze biorę na to poprawkę.

J.S. Uważasz, że przywiązujemy większą uwagę do wystroju naszych domów i mieszkań, czy bardziej do ich funkcjonalności?

K.L. Myślę, że nasze społeczeństwo jest jeszcze na takim etapie, że bardziej do funkcjonalności. Chociaż nie da się ukryć, że coraz bardziej zachwycamy się Instagramem i tym, jak mieszkania potrafią pięknie wyglądać. Ale co na obrazku, to na obrazku, przy projektach zdecydowanie bardziej kładzie się nacisk na funkcjonalność. Chodzi o to, żeby jak najlepiej zagospodarować przestrzeń. I to jest ok, szczególnie w małych mieszkaniach. Zdarza się, że da się połączyć funkcjonalność z estetyką i do tego pewnie powinniśmy dążyć, ale bywa też tak, że już nie starcza siły, ochoty albo funduszy, żeby dodatkowo zaakcentować i podreślić wystrój. A to ważne, żeby wnętrze było spójne z nami. Na szczęście, to też już się zmienia i zaczynamy także doceniać estetykę wokół nas.

Zobacz także: Najpopularniejsze profile wnętrzarskie na Instagramie

foto: Jarek Czachor

J.S. Pod względem wielkości mieszkań, raczej nie przodujemy w rankingach (podobno za nami są tylko Rumuni). Nie przeszkadza nam to jednak w tym, by tworzyć w naszych domach i mieszkaniach prawdziwe magazyny. Zbieractwo, kolekcjonowanie i przechowywania wszelkich ”przydasiów” widać zdecydowanie w postaci pudeł na szafach, przepełnionych półek, zastawionych blatów. A przecież wszyscy wiemy, że w uporządkowanych przestrzeniach żyje nam się znacznie lepiej. Zgodzisz się z tym?

K.L. Tak, oczywiście, że się z tym zgodzę. Ja bardzo lubię czytać ciekawostki na ten temat. Otodom robił takie badania np. Szczęśliwy dom. Badanie dobrostanu mieszkańców Polski. Polecam tego typu publikacje. Jest tam dużo ciekawostek. Istnieją analizy, które pokazują, że np. uporządkowany dom pomaga lepiej radzić sobie nawet z depresją. Otoczenie ma bardzo duży wpływ na nas. Warto to sobie uzmysłowić. Ten bałagan często wynika – jak twierdzi Agnieszka Witkowska z Architekta Porządku – po prostu z braku decyzji albo z odwleczonych decyzji: czy coś zostawiamy, czy nie? Zwykle nie umiemy sobie odpowiedzieć na to pytanie i dlatego nic tym nie robimy. Myślę, że ludzie dojrzewają do tego i są takie momenty nazwijmy je „kryzysowe” – choroba czy pandemia, kiedy jesteśmy więcej w domu i widzimy, że coś nam zaczyna przeszkadzać. Natychmiast chcemy to zmienić. 

J.S. Ja dokładnie tak miałam, kiedy przeszłam na całkowitą pracę z domu. Wcześniej pewnych rzeczy po prostu nie zauważałam. Mało co mi przeszkadzało. Przejdźmy jednak dalej. Polacy w średnim wieku to dzieci PRL-u. Wychowali się w mieszkaniach z meblościankami, ławą z dwoma fotelami i fototapetą. Wszyscy kiedyś mieszkaliśmy tak samo, dziś – z jednej strony, każdy chce się wyróżniać, z drugiej mieć wnętrze zgodne z najnowszymi trendami. Czy jest jakiś złoty środek, jak to połączyć?

K.L. To jest ciekawe pytanie i nie do końca się z tym twierdzeniem zgodzę, bo dziś naszym wnętrzarskim „PRL-em” jest IKEA 🙂 Bardzo często nasze wnętrza są do siebie mocno podobne.

Mamy też Instagram, na który raz na jakiś czas wlewa się kolejna fala jakiegoś trendu. Nagle wszyscy chcą mieszkać w beżowych mieszkaniach, chcą mieć wiklinowe dodatki czy plecione lampy – tych trendów jest dużo i one ciągle się zmieniają. Ja lubię zgodnie z nimi iść. Nie ma w tym nic złego. To jest naturalne. Jak się napatrzymy na coś, to nam się to zaczyna w pewnym momencie bardzo podobać i odnajdujemy wtedy w tym siebie. Tak to działa. Zresztą podobnie jest także w modzie.

Czy jest jakiś złoty środek, żeby to połączyć? Myślę, że warto przede wszystkim wyjść od tego, jacy my sami jesteśmy. Przyjrzeć się sobie, swoim upodobaniom – ogólnie, niekoniecznie wnętrzarskim np. w jakie materiały się ubieramy, jakie lubimy kolory, jakiego typu rzeczy nas cieszą, co nam się podoba podczas podróży. To wszystko bardzo dużo mówi o nas samych. Ja lubię sobie to analizować właśnie od tej strony. I to wplatam w wystrój mieszkania. Często jest tak, że dodaję jakieś pamiątki z podróży, czy rzeczy sentymentalne z dzieciństwa albo prezenty od dzieci, które dostajemy przecież na tak wiele okazji. To naprawdę można bardzo fajnie wyeksponować. Ja na przykład, w swoim domu, stawiałam sobie za punkt honoru, wkomponowanie elementów związanych z wiarą – ikon, Pisma Świętego, figurek. Zależało mi na tym, by nie wyglądało to tandetnie, ale żeby pasowało do wnętrza i żeby było spójne. Myślę, że udało mi się to zrobić.

Najważniejsze to sprecyzować na czym nam zależy i co lubimy, wtedy – nawet jeśli urządzamy się w sieciówkach, nasze mieszkania będzie miało bardzo indywidualny charakter.

J.S. Czy jesteśmy odważni w urządzaniu wnętrz? Czego najbardziej się boimy?

K.L. Nie, nie jesteśmy odważni. Mam wrażenie, że bardzo bezpiecznie się urządzamy. Czego się najbardziej boimy? Nie mam pojęcia. Często ludzie boją się zmian, bo ich wnętrza przestaną być wtedy uniwersalne, znajome, czyli w ich mniemaniu bezpieczne. Drugiej rzeczy jakiej się obawiamy jest to, że nam się to znudzi za jakiś czas. Pewnie, że się znudzi. Czas mija, trendy się zmieniają. Nasze upodobania też. Nic nie jest uniwersalne. Zawsze będzie tak, że za jakiś czas, trzeba będzie mieszkanie dostosować, bo zacznie nam się podobać coś innego.

Kolejną rzeczą jest nasze przywiązanie do „praktyczności”. Fronty nie mogą być frezowane, bo będą się brudzić. Podobnie jasne płytki. „Kto to będzie sprzątał?” To są rzeczy, których ja do końca nie rozumiem. Powiedziałabym nawet: uprzedzenia. To też jest takie złudne – przecież brudzi się wszystko tak samo, bez względu na kolor. Po prostu trzeba umiejętnie łączyć różnego rodzaju materiały i dobrze wybierać. Jeśli marzą ci się jasne płytki, to je po prostu wybierz!

J.S. Kiedy oglądamy w TV tak modne ostatnio programy wnętrzarskie typu metamorfozy, zwykle słyszymy: „totalnie trafione w mój gust”, „to wnętrze to spełnienie moich marzeń”, „wszystko w moim stylu” – bohaterowie jednak sami wcześniej nie byli w stanie określić swoich potrzeb i wymagań estetycznych, skoro zgłosili się do programu. Czy to nie jest tak, że naprawdę mało kto ma faktycznie sprecyzowany gust, jeśli chodzi o wnętrza? Nie znamy swoich potrzeb?

K.L. Jeżeli są to metamorfozy, w których stan mieszkania był naprawdę ciężki, to wszystko, co zrobimy, będzie na plus. Zawsze będzie to projekt „trafiony”. Ja pamiętam samą siebie sprzed około 15 lat. Mieszkałam w typowym polskim domu na wsi. Kiedy wchodziłam do sklepu meblowego, to mi się tam wszystko podobało, wszystko do siebie pasowało. Było dla mnie ładne. Teraz już tak nie mam, bo wiem, co tak naprawdę lubię. Bardzo mało jest rzeczy, które mnie zachwycają. Wiem, jaką koncepcję chciałabym stworzyć i dlatego nie wszystko mi do niej pasuje. No, ale musiałam przejść tę swoją drogę.

Sam fakt, że zrobimy coś lepiej niż było sprawi, że wnętrze nam się spodoba. Czy to oznacza, że mało kto ma sprecyzowany gust, jeśli chodzi o wnętrza? Chyba nie. Myślę, że to bardziej wynika trochę z takiego zabiegania i nieznajomości pewnych zasad urządzania. Przecież nie wszyscy muszą się na tym znać. Do wnętrz trzeba podejść pod kątem proporcji, kolorystyki i spojrzeć na nie całościowo. Czasem zdarza się, że spodoba nam się jakaś rzecz w sklepie, a w naszym mieszkaniu będzie wyglądać dziwnie, odstawać od reszty. I z drugiej strony – czasami może nam się jakieś jednostkowe rozwiązanie nie podobać, a w całości nabierze ono zupełnie nowego wymiaru iw końcu się spodoba. To właśnie jedno z zadań projektantów i home stagerów – po to ich zatrudniamy.


J.S. Dzięki instagramowi, internetowi bardzo często ulegamy trendom wnętrzarskim, które szybko nam się nudzą lub staję się passe. Pamiętamy czasy wszechobecnego wenge (choć to chyba jeszcze czasy przed instagramem ;), stylu skandynawskiego, shabby chic czy bieli i szarości. Jak uniknąć tego? Czy może rozwiązaniem jest tu postawienie na klasykę?

K.L. Ja tak naprawdę nie mam na to przepisu. I nie wiem, czy jest potrzebny. Trendy wnętrzarskie, jeśli są krzykliwe, to będą tylko na chwilę. Jednak wiele z nich po prostu jest uaktualnianych. Weźmy chociażby te słynne wnętrza skandynawskie. One tak naprawdę nigdy się nie znudziły, one się po prostu trochę zmieniły. Przykładem jest ta znana sieciówka, która jest u nas prekursorem wnętrz minimalistycznych, skandynawskich. Mimo, że do wielu mebli weszły ciemne kolory, dalej jest prosto i „jasno” – przejrzyście.

Klasyka może być rozwiązaniem, ale pamiętajmy że nie każdy się w niej odnajdzie. Myślę, że warto pamiętać, że po prostu wnętrza żyją razem z nami i dobrze jest je odświeżać wraz z tym, jak zmieniają się nasze potrzeby. 

J.S. Czy jako home stagerka dostajesz zawsze zielone światło i pełną dowolność w urządzaniu wnętrz?

K.L. Powiem tak: nie wyobrażam sobie pracować inaczej. Czasem się śmieje do moich klientów (jak pytają mnie, czy mogą coś zmieniać w tym, co im zaproponuję): Jasne, możecie, ale jak się zmieni jeden puzzel w układance, to zawsze ta zmiana będzie się wybijać.

Jeśli ktoś przychodzi do mnie, to po to, żeby skorzystać z wiedzy i doświadczenia, które mam. Zawsze wyjaśniam swoim klientom, że najlepsze efekty uzyskamy wtedy, kiedy ja będę miała tę dowolność. Ja wiem jak operować budżetem, wiem jak co dobrać, wiem, czego ludzie szukają. To właśnie za te wszystkie elementy płaci mi klient. Tylko na takie zlecenia się zgadzam. Nie wyobrażam sobie pracować przy projektach, przy których klient nie ma do mnie zaufania. Myślę, że to nie miałoby racji bytu w naszej branży. Dlatego jest tak ważne, żeby home stagerki dbały o to, by być osobami godnymi zaufania, żeby inwestorzy czuli się z nimi bezpiecznie.

Sypialnia przed metamorfozą


Sypialnia zaaranżowana przez Klaudię Leszczyńską; foto: Jarek Czachor

J.S. Mówiłaś już o wstępnym rozeznaniu, pracach koncepcyjnych w mieszkaniu. A co dalej? Od czego zwykle zaczynasz realizację projektu w praktyce? Jakie są kolejne etapy?

K.L. Zawsze od analizy mieszkania. Oczywiście ogromną rolę odgrywa tu budżet. Musimy przecież te wszystkie nasze założenia home stagingowe zgrać przede wszystkim z nim. Zdarza się, że jest on minimalny, co wcale nie oznacza mniej pracy. Zawsze zaczynamy od drobnych zaleceń remontowo-naprawczych (pamiętajmy, że home staging to nie jest remont) i od depersonalizacji, czyli wspomnianego już „odgracania” przestrzeni z osobistych przedmiotów. Dopiero potem myślimy o zmianie układu funkcjonalnego, o umeblowaniu, dekorowaniu, czy zmianie kolorystyki. No i na końcu dopiero jest ten najfajniejszy etap, który wszyscy widzą, czyli stylizacja – dekorowanie mieszkanie, wystylizowanie pod kątem kadrów fotograficznych no i sama sesja. To bardzo ważny element, bo trzeba pamiętać, że słabe zdjęcia mogą popsuć nawet najlepszy home staging. I to właśnie zdjęcia są ostatnim, najważniejszym etapem prac przed wystawieniem ogłoszenia.

J.S. Co zrobić, by w naszych mieszkaniach żyło się lepiej, przyjemniej, bardziej przytulnie bez ogromnego wkładu finansowego?

K.L. Niestety żyjemy w czasach, w których nawet „tanie”, „promocyjne” rzeczy są relatywnie drogie. Bardzo ciężko (na pewno coraz ciężej) jest odpowiadać na tego typu pytania. Co mogę poradzić? Bardzo dużą robotę we wnętrzach robią wspomniane już dziś tekstylia, czyli np. te osławione poduszki, zasłony, dywany, narzuty, koce. Te rzeczy ocieplają mieszkanie i dodają mu przytulności. To większość z nas lubi. Eksponowanie ich jest ważne, bo w takim otoczeniu czujemy się dużo lepiej. Kolejną rzeczą, na którą zwróciłabym uwagę jest dobór kolorów. Co do zasady, nie używamy zbyt intensywnych barw, kiedy nie wiemy jak to robić. Jeśli lubimy kolory, poszłabym raczej w dodatki i dekoracje. Na ścianach, zawsze bezpiecznie i zachowawczo.

foto: Jarek Czachor

Można też zrobić małe odświeżenia stałych elementów jak np. podłoga czy ściany. To daje duże efekty. Może być to położenie dywanu, ale często robi się też np. malowanie płytek – w łazience czy kuchni. Możemy także zmienić podłogę nie skuwając jej np. na płytki kładziemy linoleum z nowoczesnym wzorem, które zdecydowanie lepiej się prezentuje. Sporo jest tych sposobów. Przy małym budżecie, śmiało można się nimi wspomagać.

Dziękuję za rozmowę i życzę kolejnych udanych aranżacji w polskich – i nie tylko – domach i mieszkaniach 🙂

Macie ochotę na więcej zdjęć?

Odwiedźcie koniecznie profil Klaudii na instagramie: Instastaging

rozmawiała: Justyna Smolińska
foto: Jarek Czachor 

Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy

Dodaj swoje zdanie na ten temat

Twój mail nie zostanie nigdzie opublikowany