fbpx

Jak podjąć w końcu decyzję o zmianie pracy?

Zdarza ci się czasem narzekać na swoją pracę? Są dni, kiedy masz tego wszystkiego dosyć? Najchętniej rzuciłabyś wszystko i wyjechała gdzieś w cholerę? A niech sobie radzą!

Nie jest pocieszające, że inni mają tak samo. Pocieszające jest to, że jeśli tylko chcesz, możesz to zmienić. Co więcej, powinnaś coś z tym zrobić. I to szybko.

Przyczyn niezadowolenia z pracy może być wiele. Zapytana o swoją frustrację, pewnie bez trudu znalazłabyś powody, dla których chcesz zmienić miejsce zatrudnienia albo w ogóle się przebranżowić – robić coś, o czym zawsze marzyłaś. Gwarantuję jednak, że żaden z tych powodów nie będzie wystarczająco mocny i przeważający szalę, jeśli nie podejmiesz w końcu sama ze sobą ostatecznej decyzji, że chcesz ten ruch wykonać. Nieodwołalnie. Kropka. Jak jest decyzja, trzeba zacząć działać. Stopniowo osiągać swój cel. Nie ma odwrotu. Bój się i działaj.

Pierwszy krok – podjęcie decyzji

Kiedy podejmiesz decyzję, wtedy dopiero zaczniesz robić bardziej zdecydowane kroki w kierunku zmian. Nie musisz trąbić o tym wszem i wobec. Poinformuj siebie samą, że teraz rozpoczyna się nowy etap w twoim życiu, a twoja decyzja jest jego początkiem. Inaczej, jeśli nie dogadasz się sama ze sobą, za każdym razem na wszystkie ze swoich powodów narzekań, będziesz mieć po kilka kontrargumentów i tłumaczeń. Ostatecznie zdecydujesz, że ogólnie to nie jest tak źle i inni mają gorzej, a praca jak praca – żadna nie jest idealna. I tak do następnego razu.

Który to już raz?

Następny moment załamania nastąpi, gdy znów szef cię wkurzy, usłyszysz o znacznie większych zarobkach koleżanki albo o sukcesie znajomej ze szkoły, która spełnia się w tym, o czym ty zawsze marzyłaś. Pamiętaj, że już sam fakt, że takie myśli pojawiają się u ciebie, oznacza, że coś jest nie tak. Nie ma co się użalać nad sobą, tylko trzeba zacząć działać. Nie od poniedziałku, przyszłego miesiąca, urlopu itd. Teraz. Zrób choć jeden krok, nawet jeśli to będzie wyszukanie w sieci kursu, o którym zawsze marzyłaś. Reszta pójdzie sama.

Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma

Stosujesz tę wymówkę? Albo co gorsza tę: lepsze zło, które się zna? To nic innego jak pocieszanie samej siebie – tworzenie własnej „pozornej” strefy komfortu. Praca uszlachetnia i jest przywilejem – to prawda. Nie musisz jednak myśleć w kategoriach: wszechmogący pracodawca, i skromna ja – pracobiorca. Czy powinnaś być zawsze ślepo zadowolona z wszystkiego, co ci dają i cieszyć się, że w ogóle tę pracę masz? Nie! Spróbuj zmienić myślenie na takie, że to ty świadczysz usługi pracodawcy, a nie jesteś od niego zależna, pod względem zawodowym. Jesteś usługodawcą, a on usługobiorcą twojej pracy, talentu, doświadczenia. Ceńmy się i dajmy sobie prawo wyboru komu poświęcamy kawał swojego życia. Oczywiście, gdzie indziej może być gorzej. Problemy mogą się powtarzać, ale tu gdzie jesteś, też nie czujesz się dobrze. Zrób coś dla siebie i szukaj lepszych warunków. Do skutku.

Metoda małych kroków – dzięki niej, nie będzie aż tak przerażająco

Nie będę cię zanudzała wymienianiem sygnałów, które świadczą o tym, że czas już na nową pracę – znajdziesz ich w literaturze i w sieci mnóstwo. Tak na dobrą sprawę, jakby to dokładnie przeanalizować, każdy znalazłby u siebie przynajmniej kilka objawów znużenia zawodowego np. brak satysfakcji z wykonywaj pracy czy zbyt niskie zarobki. Będę cię natomiast namawiała do tego, żebyś zrobiła analizę swojego dotychczasowego życia zawodowego – jeśli lubisz tak jak ja notwanie :), możesz sobie nawet do tego stworzyć specjalny notatnik! Potem będziesz w nim spisywać wszystkie swoje kolejne kroki np. ukończenie jakiegoś kursu, wizyta w miejscu, w którym chciałabyś pracować czy spotkania z ludźmi, z którymi chciałabyś nawiązać w przyszłości zawodowe kontakty.

Moimi takim małymi krokami było skończenie kursu z reklamy, a także założenie firmy, kiedy byłam jeszcze na etacie – dzięki temu, na spokojnie zapoznałam się z tymi wszystkimi programami do faktur, oswoiłam z księgowością – choć do dziś nie rozumiem wielu rzeczy :O. Chciałam jednak w tym obszarze zrobić sobie wprowadzenie, bo to mnie,  na drodze mojego usamodzielnienia zawodowego, najbardziej przerażało.

Własna firma? Niekoniecznie

W moim przypadku, założenie własnej działalności było spełnieniem zawodowym i jestem wdzięczna losowi za to, że tak się stało. Z pracą na etacie jest jak z wynajmowanym mieszkaniem – jeśli znasz już swoje miejsce na ziemi, wiesz co chcesz robić, bez sensu jest inwestować w kogoś innego, lepiej wziąć kredyt i urządzać się powoli na swoich warunkach. Nie twierdzę, że taka jest ścieżka każdego, jeśli jednak coś ci w twoim miejscu na ziemi przeszkadza, zmień wynajmującego – do skutku aż poczujesz, że to jest to i tu chcesz zapuścić korzenie.

To po prostu zwykła rutyna

Kojarzysz cytat z piosenki„Upadamy wtedy, kiedy nasze życie przestaje być ciągłym zdumieniem”? Pamiętam, kiedy jako młoda dziewczyna zaczęłam dojeżdżać autobusem do liceum. To były czasy młodości, lata beztroski, swobody i myśli, że cały świat stoi przede mną otworem (że też ten okres tak szybko mija! ;).  W każdym razie, kiedy patrzyłam na tych ludzi w autobusie – zmęczonych, znużonych, bez wyrazu… obiecałam sobie, że ja tak na pewno nigdy nie będę żyć. Nie minęło kilka lat i dołączyłam do towarzystwa i tak do teraz, kiedy w końcu podjęłam tę jedyną słuszną decyzję uporządkowania swojego życia zawodowego.

Jeśli tłumaczysz sobie, że twoje znużenie zawodowe wynika tylko i wyłącznie ze zwykłej rutyny, to też nie jest dobry znak. Ona nie minie. Wręcz przeciwnie. Pamiętaj, że nic tak skutecznie nie podcina skrzydeł i nie wypala jak właśnie rutyna.

Stawiaj nie na jedną, a na właściwą kartę

Nie zrozum mnie źle. Nie namawiam cię do rzucenia wszystkiego i zaczynania od zera. Broń Boże! Uważam tylko, że jak coś nam tak bardzo doskwiera, że odbiera radość z życia, powinniśmy to zmienić. Życie jest krótkie. To zawodowe jeszcze krótsze, a spędzamy w nim większość swojego czasu – niech daje nam ono choć odrobinę satysfakcji (a nawet całą masę!), nie upokorzenie, znużenie czy frustracje. Życie polega na zmianach. To normalne. Nie bójmy się ich. Pozwólmy się dziać.

2 komentarze
  1. Bardzo pięknie to wszystko ujęłaś i z taką empatią. Jak zwykle zresztą 🙂 Ja póki co nie zmieniam wynajmującego, ale doświadczenia sprawiły, że już nie boję się zmian i pozwalam się dziać. To wszystko jest w końcu naturalne 😉 Lęk i kurczowe trzymanie się tego, co w naszym odczuciu jest stałe, sprawia często, że przeżywamy to życie jak mój pies sparaliżowany wizją przejścia po schodach na 4. piętro – rozpłaszczeni na wycieraczce, wylęknieni i patrzący smutnymi oczami na to, jak inni pokonują kolejne stopnie… 😉

Dodaj swoje zdanie na ten temat

Twój mail nie zostanie nigdzie opublikowany