Ciche modlitwy, niewypowiedziane przekonania i strach przed oceną
Modlę się wieczorem. Czasem w ciszy, czasem szeptem. Czasem tylko jednym zdaniem: „Dzięki, że dziś dałam radę”. I choć robię to od lat, nigdy nie powiedziałam o tym głośno koleżankom. Nigdy nie wspomniałam o tym na spotkaniu, przy kawie, w towarzystwie. Dlaczego? Bo wstydzę się. Nie Boga. Nie wiary. Wstydzę się tego, co inni mogą pomyśleć, gdy usłyszą, że wierzę.
Wiara, której nie widać
Jestem normalną kobietą. Mam rodzinę, pracę, ulubione buty na obcasie i seriale, które śledzę z zapartym tchem. A jednocześnie noszę w sercu wiarę. Delikatną, intymną, osobistą. Nie chodzę z różańcem w ręce, nie cytuję Biblii na Instagramie. Ale wiara jest ze mną codziennie – w małych myślach, w dziękczynieniu, w prośbie o spokój. I właśnie tej zwykłej, cichej wiary… często się wstydzę.
Nie dlatego, że jej nie chcę. Ale dlatego, że w społeczeństwie, które albo odrzuca religię, albo ją stereotypizuje, trudno jest być kimś „pomiędzy”. Kiedy powiesz: „chodzę do kościoła”, od razu pojawiają się spojrzenia. Jakbyś zdradziła, że jesteś oderwana od rzeczywistości. Albo nie masz własnego zdania.
„Nie wyglądasz na kościółkową”
Usłyszałam to raz i mocno we mnie zostało. Tak jakby osoba wierząca miała jakiś konkretny wygląd, styl życia, zestaw zdań i tematów, o których można mówić. A przecież wiara nie ma twarzy. Nie ma sukienki za kolano, nie ma plakatu świętego w kuchni. Moja wiara to troska. Empatia. Codzienne przypominanie sobie, co jest naprawdę ważne. Ale kiedy o tym mówię, natychmiast staję się „inna”. „Za bardzo”, „zbyt poważna”, „kościółkowa”.
Między kościołem a Bogiem
Nie utożsamiam się z wieloma rzeczami, które dzieją się dziś w instytucji Kościoła. Niektóre z nich bolą mnie głęboko. Ale nie chcę przez to wyrzekać się duchowości. Bóg nie zniknął tylko dlatego, że rozczarowali mnie ludzie. A jednak dziś mówienie o wierze często odbierane jest jak manifest polityczny, jak znak przynależności do jednej z walczących stron. I dlatego wielu z nas milczy.
Nie modlę się, żeby być lepsza. Modlę się, bo mnie to koi. Bo wtedy wracam do siebie. Bo w tej cichej rozmowie z czymś większym – odzyskuję sens.
Czy naprawdę musimy się tłumaczyć z tego, że wierzymy?
Wierzę w Boga. Nie w to, że każdy musi być taki jak ja. I choć się tego wstydziłam – nie chcę już chować swojej wiary pod kocem poprawności. Bo jeśli mamy prawo mówić o wszystkim – od diety, przez seks, po lęki – to mamy też prawo mówić o duchowości. Bez wstydu. Bez strachu. Bez etykiety.