Wiersz Kazimierza Przerwy-Tetmajera od lat budzi emocje – od zachwytu nad subtelnym erotyzmem po krytykę za uprzedmiotowienie kobiecego ciała. „Lubię kiedy kobieta…” – te słowa zna niemal każdy, nawet jeśli nie przepada za poezją. Dla jednych to literacki majstersztyk, dla innych przykład męskiego spojrzenia, które nie zostawia kobiecie miejsca na jej własne „chcę” lub „nie chcę”. Co tak naprawdę mówi ten tekst? Czy wciąż porusza – i jeśli tak, to dlaczego?
Gdy kobieta „drży” i „mdleje” – język pożądania
Początek wiersza brzmi jak szept tuż przy uchu – „Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu…”. Tetmajer nie bawi się w niedopowiedzenia. Opisuje ciało kobiety, które pod wpływem namiętności staje się miękkie, poddane, bezwolne. Każdy wers jest przesycony zmysłowością – od dłoni, które szukają ust, po włosy rozsypane na ramieniu. To erotyka oparta na geście, dotyku, intymności. Bez wulgaryzmów, bez brutalności, za to z dużą dozą sensualnej precyzji.
I to właśnie ten zmysłowy konkret – nie wyobrażenie, nie metafora – sprawia, że wiersz uważany jest za jeden z najbardziej erotycznych tekstów w polskiej literaturze.
Między rozkoszą a bezwładem – kobieta jako odbiorczyni przyjemności?
Nie sposób jednak nie zauważyć, że kobieta w tym utworze jest raczej bierna niż aktywna. „Drży cała, w oczach błyska przerażenie…”, „cała oddana, cała – nieprzytomna…” – to słowa, które mogą dziś budzić niepokój. Gdzie w tym wszystkim jest jej zgoda, jej inicjatywa, jej radość z bliskości?
W czasach Młodej Polski obraz kobiety jako zmysłowej, lecz cichej towarzyszki był powszechny. Współcześnie jednak coraz głośniej mówi się o kobiecej sprawczości, równości w relacjach i potrzebie wzajemności. Dlatego niektórzy czytają dziś ten wiersz z dystansem – jako piękny, ale nieaktualny model miłosnej relacji.
Poezja, która działa na ciało
Niezależnie od interpretacji – jedno nie ulega wątpliwości: Tetmajer potrafił pisać o pożądaniu tak, że niemal czuje się je na własnej skórze. Wiersz „Lubię kiedy kobieta” działa na zmysły – obrazami, rytmem, językiem. To tekst, który nie tyle się czyta, co przeżywa. I może właśnie dlatego przetrwał ponad sto lat, nadal wywołując emocje, zachwyt lub sprzeciw.
A gdyby kobieta mówiła?
Współczesne czytelniczki zadają sobie jedno pytanie: a co, gdyby to kobieta mówiła o swojej przyjemności? Gdyby to ona opowiadała o tym, co lubi, czego pragnie, gdzie zaczyna się jej ciało, a kończy jej wolność?
To nie zarzut wobec Tetmajera, ale próba przepisania literackiego erotyzmu na język dzisiejszego świata – świata, w którym kobieta nie jest tylko „omdlała” w czyichś ramionach, ale sama wybiera, kiedy, z kim i jak przeżywa bliskość.
Erotyzm bez przemocy
W czasach, gdy kultura wizualna zalewa nas agresywnymi obrazami seksualności, poezja Tetmajera może być dla wielu czymś wyrafinowanym i odświeżająco subtelnym. Nie ma tu przemocy, uprzedmiotowienia (choć jest pewna doza estetyzacji), nie ma brutalności. Jest intymność – taka, jaką wielu z nas pragnie w relacjach. Czasem więc warto wrócić do tego wiersza nie po to, by go oceniać, ale by na nowo poczuć, czym może być dotyk, zapach, spojrzenie. Nawet jeśli dziś każde z tych słów nabiera innego znaczenia.
Tekst wiersza Lubię, kiedy kobieta
Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu,
Kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię przegięciu,
Gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie,
I wargi się wilgotne rozchylą bezwiednie.
Lubię, kiedy ją rozkosz i żądza oniemi,
Gdy wpija się w ramiona palcami drżącemi,
Gdy krótkim, urywanym oddycha oddechem,
I oddaje się cała z mdlejącym uśmiechem.
I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania
Przyznać, że czuje rozkosz, że moc pożądania
Zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia,
Gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia.
Lubię to — i tę chwilę lubię, gdy koło mnie
Wyczerpana, zmęczona leży nieprzytomnie,
A myśl moja już od niej wybiega skrzydlata
W nieskończone przestrzenie nieziemskiego świata.