Rzeczy, które robili nasi dziadkowie i byli zdrowi. „Nie pili żadnych zielonych koktajli”

W świecie zielonych koktajli, suplementów i kolejnych „cudownych” diet coraz częściej zadajemy sobie pytanie, co tak naprawdę służy zdrowiu? Czasem odpowiedź okazuje się zaskakująco prosta – wystarczy spojrzeć na codzienne nawyki naszych dziadków. Bez modnych trendów i skomplikowanych zasad potrafili dbać o ciało w sposób naturalny i skuteczny.

Organizm lubi proste rzeczy

Na Instagramie, na profilu @esencja.ajurwedy, pojawiła się ostatnio rolka, która w prosty sposób przypomina, jak bardzo zmieniło się nasze podejście do zdrowia. Autorka zwraca uwagę na codzienne nawyki naszych dziadków – pozornie zwyczajne, niewyszukane, dalekie od współczesnych trendów wellness, a jednak zaskakująco skuteczne. Bez superfoods, bez suplementów z reklam i bez obsesyjnego liczenia kalorii. I choć diagnostyka była wtedy na znacznie niższym poziomie, to nie mieli oni np. typowych objawów dla chorób hormonalnych.

Lokalnie i sezonowo

Nasi dziadkowie nie pili zielonych koktajli, nie znali nasion chia ani kolagenu w proszku. Jedli to, co było dostępne lokalnie i sezonowo. Proste zupy, kasze, ziemniaki, kiszonki, jajka, warzywa z ogródka. Jedzenie miało odżywiać, a nie imponować składem. I co ważne — posiłki były regularne, spożywane bez pośpiechu, często w ciszy albo w gronie bliskich.

„Chodzący tryb życia

Jak zauważa autorka rolki, ogromną rolę odgrywał ruch wpisany w codzienność. Dziadkowie nie „chodzili na trening”, ale ruszali się cały dzień – pracowali fizycznie, wszędzie chodzili pieszo, wykonywali domowe obowiązki bez automatyzacji. Ciało było w ciągłym, naturalnym ruchu — bez presji, bez planów treningowych i bez aplikacji mierzących kroki.

Przed snem liczyli owce, nie scrollowali

Kolejna rzecz to sen i rytm dnia. Dzień zaczynał się wcześnie i kończył stosunkowo wcześnie. Nie było ekranów, które przeciągały wieczory do późnych godzin, ani ciągłej stymulacji informacjami. Organizm miał czas na regenerację, a układ nerwowy na wyciszenie.

Po pracy, czas na odpoczynek

Autorka zwraca też uwagę na mniejszy poziom stresu przewlekłego. Oczywiście, życie nie było łatwe, bywało wręcz bardzo trudne. Ale stres miał inny charakter. Nie był ciągłym napięciem, porównywaniem się, presją produktywności. Po pracy był czas na odpoczynek, rozmowę, bycie razem. Emocje przeżywało się bardziej „na bieżąco”, a nie w ciągłym tłumieniu.

Nie zamknięci w czterech ścianach

Nie bez znaczenia była również relacja z naturą. Przebywanie na świeżym powietrzu, kontakt z ziemią, słońcem, porami roku. To wszystko regulowało ciało i psychikę w sposób, którego dziś często szukamy w drogich terapiach.

Myślę, że przekaz nie jest zachętą do rezygnowania z osiągnięć współczesnej medycyny ani powrotem do „dawnych czasów”. To raczej zaproszenie do refleksji – może w pogoni za idealnym zdrowiem zgubiliśmy coś bardzo podstawowego? Czasem to, co najprostsze — regularność, ruch, sen, prawdziwe jedzenie i spokój — działa lepiej niż najbardziej zielony koktajl.

Zobacz także:


Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy

Dodaj swoje zdanie na ten temat

Twój mail nie zostanie nigdzie opublikowany